Sterta rosnie po kazdym praniu, a ja nadal siedze i cichutko jecze sobie, ze wcale mi sie nie chce. Nawet spalone kalorie przy wykonywaniu tej czynnosci mnie nie przekonuja. Czekaja tez na mnie grzyby prosto z lasu, zebrane wczoraj na szybkim spacerze przez R. Szlag by to trafil... no nic mi sie nie chce.
Marazm!
Wczoraj mialam urodziny... powiem Wam szczerze, ze chyba nie lubie tego dnia, a raczej nie lubie tego, ze zawsze jakos tak wychodzi, ze nic nie jest tak jak ja bym chciala. R. uszczesliwia mnie na sile i "sprawia" mi przyjemnosc, ktora okazuje sie przyjemnoscia dla niego, a dla mnie niestety raczej srednia. Fajnie, ze nie poszedl do drugiej pracy - a mial tak zrobic, bo ma co robic ;) - ze postanowil byc ze mna w ten dzien, a raczej w ten wieczor.
Doceniam to, jednak nie bylo to to, czego oczekiwalam. Moze ja za duzo wymagam, kaprysna jestem, ale co jak co wkurza mnie to, ze wlasny chlop nie proponuje mi kilku rozwiazan do wyboru tylko podsuwa jeden nazwe go "codziennym" i ja powinnam sie z tego powodu cieszyc i wrecz skakac z radosci pod sufit wykrzukujac gromkie "hurrra"!
Sam sie przyznal, ze nie pomyslal o tym...a ja w sumie tez blyskotliwoscia nie zaskoczylam, moglam przeciez sama zaproponowac, powiedziec czego chce! Ale nie, zgodzilam sie... nie chcialam robic mu przykrosci... najsmieszniejsze jest to, ze ja teoretycznie, ba przewaznie i praktycznie wiem, ze trzeba mowic czego sie oczekuje od partnera, od zwiazku. Wczoraj jednak dalam plame, a dzis czuje gorycz i jakies takie zniesmaczenie po tym wieczorze.
Dodatkowo PSM nasila sie paskudnie przez co plakac mi sie chce, kielbase moge przegryzac czekolada... i ta cholerna bezsilnosc, ktora mnie doprowadza do skrajnych emocji!
Zle mi dzisiaj i tyle... martwie sie juz tym, ze w sobote kiedy przewidywana jest impreza z okazji moich urodzin bede miala wielkie brzuszysko spowodowane comiesieczna kobieca przypadloscia, a przez to konfortu fizycznego i psychicznego 0%, no i jak ja bede wygladala?? Brzuch mi bedzie odstawal, bede spuchnieta jak balon...doopa... i teraz sobie ktos pomysli, ze pisze takie bzdury jakbym nie miala innych problemow.
Mam je oczywiscie, tak jak kazdy, jednak ten akurat jest dla mnie istotny... tak to juz jest, jak sie ktos esteta z pokreconym perfekcjonizmem urodzil... cierpi sie z powodu rzeczy przez wiekszosc ocenionych jako glupoty i detale.
Wczoraj ladna sukienke widzialam na stronie pewnego sklepu... prawie 20€, w sumie nie za drogo... jednak nie mam takiej kasy...
... do zadnej pracy mnie nie chca... moge zapomniec o fajnych sukienkach, butach...musze pamietac o fakturach za prad, telefon, wode, o lodowce... czasem czuje sie niczym ksiazkowa zona Bogumila Niechcica - Barbara... postac, ktorej nigdy nie darzylam sympatia, stala mi sie bliska...
Noce i dnie...
i tak bez ustanku...tik tak... czas mija...
... z kasztanowca w parku spadaja liscie, sama widzialam dzis rano...