To urocze miasteczko jest polozone w uroczym miejscu posrod wielu winnic, i stanowi jeden z przystankow na znanym alzackim szlaku win . To tutaj przy produkcji wina oraz przy winoroslach pracuje maz owej kolezanki.
Ona i jej maz to nieliczni Polacy, z ktorymi jeszcze jakos sie dogadujemy, moze dlatego, ze od mojego miasta na litere M. do nich mamy okolo 45 min samochodem ;) zatem nie widujemy sie za czesto, choc ostatnimi czasy znacznie czesciej.
Czesciej, gdyz pomagam im teraz w dosc zawilej sytuacji zawodowej P.
Chce on odejsc z tej roboty, okazuje sie bowiem, ze pracodawca oszukuje go na kazdym kroku i to od dluzszego czasu. Nie bede sie wdawac w szczegoly tej historii, bo duzo tego jest, i az mnie samej otwieraly sie szeroko oczy ze zdziwienia jak mozna byc tak nieswiadomym roznych niedociagniec i wrecz przegiec swojego patrona. Dzieje sie tak jednak najczesciej wtedy kiedy wykorzystuje sie nieznajomosc jezyka pracownika.
P. nie mowi super-hiper po francusku, ale daje sobie swietnie rade w zyciu doczesnym, zalatwic wiele spraw moze, ale okazuje sie, ze przy wizytach w Inspekcji Pracy czy w Pôle emploi (czyli w Urzedzie Pracy) potrzebuje kogos kto mowi dobrze, i dobrze rozumie... nieskromnie powiem padlo na mnie, ciesze sie, ze moge im pomoc, mam nadzieje, ze do czegos sie przydaje... Zaraz mi sie przypominaja czasy, kiedy na poczatku mojego pobytu we FR to ja chodzilam po urzedach z moja szwagierka, badz Bratnia Dusza, ktore zadnych problemow z komunikowaniem sie w tym jezyku nie mialy i nie maja :) Wowczas to one pomagaly mnie, a dzis po prawie 6 latach zycia w tym kraju to ja pomagam komus innemu....
Przyznaje, ze dzieki temu sama sie niezle doksztalcam w tej materii, i nie narzekam, choc szlajanie sie po tych wszystkich urzedach jest okrutnie meczace... naplyw tych wszystkich informacji tez jest czasem porazajacy i czacha mi dymi nie raz nie dwa, ale jak na razie ogarniam sytuacje jednak decyzje co i jak musi podjac P. i jego zona... oj nie latwe to sa decyzje, bardzo nielatwe.
Wracajac jednak do samego miasteczka, jest ono piekne, spokojne, stare i klimatyczne. Widzialam juz wiele wioseczek w Alzacji, Bergheim nie jest jeszcze ta najpiekniejsza, ale ma w sobie pewien klimat, moze ten, ze nie jest po prostu okupowane przez tlumy turystow, w nim po prostu sie zyje.... a turysci ktorzy tu sie zjawiaja, sa inni, zazwyczaj sa spragnieni pysznego alzackiego wina, sera, i wedlin... bo w Bergheim jakos inaczej wszystko smakuje, jakos tak po alzacku ;)
A na koniec kilka zdjec, z poprzedniego roku... ale w miasteczku nic sie przeciez nie zmienilo!
Skad to wiem, ano bylam tam dzisiaj :) I tylko jeszcze winogron nie ma... one pojawia sie dopiero poznym latem...
Mam nadzieje, ze Wam sie podoba...